Na stronie dobra-mama.pl mogą występować wpisy o charakterze reklamowym.

Ku pokrzepieniu serc!

Wszystkiego się nie da zaplanować i to wcale nie jest takie złe.

Moje pierwsze dziecko udało mi się urodzić przed trzydziestką. Najpierw ślub i bajkowe wesele, potem podróż poślubna i dzidziuś. Wszystko jak z obrazka. Następnie odpowiednia dieta, witaminy, suplementy… Przytyłam książkowo – tylko 10 kg. Wyglądałam, jakbym połknęła balonik. Pierwsze ruchy, kopniaki… Oszczędzałam się, ale pracowałam do 7 miesiąca. Odświeżenie mieszkania, mały remont, “wicie gniazda”, sprzątanie, prasowanie ubranek, kupowanie wszystkiego, ale jak najpóźniej – żeby nie zapeszyć. No i PLANOWANIE: poród naturalny, najlepiej w wodzie i oczywiście z mężem u boku. Żadnych mam, teściowych ani przyjaciółek w zasięgu 10 km. Przerażało mnie ich koczowanie na korytarzu i, nie daj Boże, trzymanie za rękę. Obowiązywała ścisła tajemnica. Szpital wybrany, wręcz wyselekcjonowany. Szkoła rodzenia nie wydała mi się konieczna, a i obecność położnej przy porodzie spędzała sen z powiek. O lekarzu prowadzącym nawet nie marzyłam. Wydawało mi się, że każdy inny personel medyczny obecny przy porodzie poza nim będzie opryskliwy i obrażony, że właśnie na ich dyżurze przyjechałam do porodu. Wołałam więc obecność tegoż personelu zredukować do minimum. Męża wcześniej ostrzegłam, że w razie czego będę drapać, kopać, pluć i kląć – przeraziło go moje bojowe nastawienie, próbował coś tłumaczyć, ale zupełnie bez rezultatu. Obejrzałam 2 000 000 filmików na YouTube i nastawiałam się na rzeź. Niepotrzebnie!!! Dziewczyny, nic nie planujcie w ten sposób, zdajcie się na kobiecą intuicję.

Kiedy przyszło co do czego i wybiła godzina “0”, wszystko przychodziło spontanicznie. Wiedziałam, jaką pozycję chcę przyjąć, i świetnie dawałam sobie radę pomiędzy skurczami, dopakowując torbę swoją i maleństwa. Mąż oniemiał: “Zachowujesz się, jakbyś rodziła piąty raz…” Był kompletnie przerażony i z tego stresu postanowił się zdrzemnąć 🙂 Ale nawet to nie wyprowadziło mnie z równowagi! Gdy jechaliśmy do szpitala, był bardzo zdenerwowany. Od momentu przyjęcia do porodu minęły 4 godziny, skurcze były częste, silne i bolesne, zwłaszcza te krzyżowe, ale rozwarcie i akcja porodowa nie postępowały. Pani doktor zadecydowała o cesarskim cięciu. Oboje się buntowaliśmy, szukaliśmy argumentów, żeby przeczekać i jednak rodzić naturalnie. Nie mieliśmy szans z wiedzą i doświadczeniem, a dalsza zwłoka byłaby nierozsądna. Bać się nie bałam, ale byłam bardzo niezadowolona, że moje plany i  pragnienia stały się drugorzędne. Wszystko minęło, kiedy wreszcie zobaczyłam Karola. Nic nie jest w stanie opisać tego uczucia; radość, miłość, zaspokojenie tej wielkiej ciekawości, która narastała przez 9 miesięcy. Był śliczny, idealny, pachnący, zdrowy i nasz… wreszcie z nami. Trafiłam do szpitala, w którym kontakt matki z dzieckiem, tzw. kangurowanie, jest możliwy natychmiast po porodzie. Gdy tylko trafiłam na salę pooperacyjną, położna pomogła go nakarmić, przystawiając do piersi małe zawiniątko. Pięknie ssał, a ja pękałam z dumy. Pierwszy dzień po CC nie był zły, był tylko nieplanowany. Po kolejnych sześciu śmigałam po oddziale i sama się dziwiłam, jak wielkie oczy może mieć strach przed nieznanym. Cesarskie cięcie jest do przejścia, nie jest złem koniecznym, a jedynie wybawieniem od wielu nieszczęść. Dlatego wszystkim Paniom, którym świat się zawali, bo w ostatnim momencie tak ważnego i długiego procesu, zaprojektowanego planu, ustalonego, wyreżyserowanego wydarzenia usłyszą słowa CESARSKIE CIĘCIE, dobrze radzę: NIE MA CZEGO SIĘ BAĆ i nie należy się buntować. Nie da się wszystkiego zaplanować, a cud narodzin wszystko nam wynagrodzi, uśmierzy każdy ból i każdą bliznę.

Życzę powodzenia i spełnienia w macierzyńskiej przygodzie.

Magdalena z Łodzi

Ads Blocker Image Powered by Code Help Pro

Wykryto blokadę reklam!!!

Wykryliśmy, że używasz rozszerzeń do blokowania reklam. Prosimy, wesprzyj nas, wyłączając blokadę reklam.

Powered By
Best Wordpress Adblock Detecting Plugin | CHP Adblock